Jeszcze z 20 lat temu kobieta
szukając mężczyzny swojego życia mogła popatrzeć w prawo, w lewo i wziąć to co
los podsyła, zbyt wielkiego wyboru po prostu nie miała. Stała w tym maleńkim
wiejskim sklepie przed rozbratem dróg, dość ograniczonym – czyli na śniadanie
albo mleko albo margaryna. Czyli albo bierze Franka co ma 10 hektarów i
kombajn, ale brakuje mu paru zębów albo Rysia który zbyt wiele pola nie ma, ale
ma całe uzębienie i dorabia sobie jako mały handlarz. Wybierać za bardzo nie
mogła, ale widziała że tak czy siak któryś z nich z nią skończy. Tak jak i oni
wiedzieli, że Hania jest córką Andrzeja, a to sołtys, więc kobieta grzechu
warta.