Żyjemy w czasach szybkich zmian, wymagań
na już (asap!), łatwego dostępu do wszystkiego, wręcz nieograniczeń. Wszystko to
sprawia, że życie jest stosunkowo przyjemne. Do tego moda na zdrowy tryb życia,
wszędzie propaganda siłowni, ćwiczeń, dbania o siebie. Spojrzenie na świat
zmieniło się w ciągu ostatnich nawet 10 lat diametralnie, życie coraz częściej
prowadzimy na pokaz, już nie dla siebie, a dla magicznego słowa – social media.
Kreujemy się na ludzi którymi nie jesteśmy, ulegamy podświadomie propagandom
mediów.
Wrzucamy po pięć zdjęć dziennie
na instagram, od byle masła na śniadanie, po nogi z wanny na dobranoc. Zdjęcia
są normą, zlegają w telefonach, 99% z nich nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Kiedyś fotografowano tylko najważniejsze momenty, przełomowe, istotne dla
życia, następnie wywołane fotki wrzucało się do albumów, które możemy po
naszych dziadkach i rodzicach oglądać do dziś. Za 10-20 lat super fit mama pokaże dziecku galerię na
insta i powie ‘patrzą kiedyś była kicią’, zajebiście.
Od kiedy pamiętam mój dziadek
miał w domu brzytwę i golił się nią, co niedzielę rano przed wyjściem do
kościoła. Nawet jak dostał od wujka super maszynkę kilka lat temu, to dopiero
po jego śmierci wyszło na jaw, że jej nawet nie otworzył.
A ja dziś szukam trymera który ma
z 10 różnych trybów ścinania zarostu (swoją drogą możecie coś polecić :) ), bo
dla mnie to komfort.
Każdy czas można określić jako
szyty na miarę – czyli radzenie sobie w życiu z tym co mamy dostępne i możliwe
do osiągnięcia, na dany moment. Dziadek miał brzytwę, ja trymer. Znak czasu,
jak najbardziej.
Jednak obecny wyścig z życiem nie
sprawdza się w najważniejszym życiowym aspekcie –w relacjach z drugim
człowiekiem.
Coraz trudniej jest nam znaleźć
odpowiedniego partnera, przez co najmniejsze potknięcia w związkach czasami są
skutkiem zakończenia relacji. Nie próbujemy naprawić, nie chcemy czekać. Mamy
mieć to już i teraz. A wpływ na to ma aktualne społeczeństwo.
Jesteśmy bardzo wymagający i mamy
wobec kogoś niesamowicie wielkie oczekiwania. Nasze relacje są zazwyczaj
krótkie, przez co przerażająco szybko i łatwo rozpadają się. Dostęp do
dziesiątek portali randkowych, szybkie aplikacje na telefon, dwa ruchy palcem i
‘mamy parę’, wymiana kilku wiadomości i jesteśmy umówieni na spotkanie. I wtedy
szok, okazuje się, że nawet nie wiesz co on/ona robi w życiu, ile ma
rodzeństwa, skąd jest… co więcej, nawet nie interesuje cię historia tej osoby,
bo po paru minutach na żywo odświeżasz swoje social media i chcesz się po
prostu z tego spotkania urwać.
Zamiast ja, pojawia się my.
Zauroczenie może potrwać parę
dni, jednak nawyk zmian i wymagania czegoś nowego w końcu przezwycięży. Coraz
młodsze pokolenia nauczone są brania, dać coś od siebie - jest coraz ciężej.
Najmniejsze przeszkody, zarówno w życiu jak i w związku, stają się nagle mega
problemami, z którymi nie chce się nam walczyć! Masakra! Lenistwo i wygoda
bierze górę, bo łatwiej nam z łóżka odpowiedzieć ‘znudziłeś mi się, nie chce mi
się już z tobą gadać’, niż powiedzieć to na żywo. Szacunek do drugiego człowiek
jest już cechą zanikającą. Nie walczymy o kogoś, poddajemy się zamiast
spróbować pokonać problem… bo przecież tego kwiata jest pół świata… Bzdura, bo dogadywanie
się i rozumienie kogoś jest podstawą zdrowej relacji, i jeśli już to mamy to
warto iść dalej, pojawia się zainteresowanie, uczucie, uśmiech na widok tej
osoby, coraz większe zaangażowanie i nagle… pierwszy zgrzyt. Jesteśmy zdziwieni,
że podczas sielanki może być coś nie tak i niestety większość nawet nie próbuje
z tym walczyć, bo po co skoro zaraz możemy z kimś sobie pogadać na luzie i bez
problemowo. Najgorsze jest to, że takie sytuacje zdarzają się bardzo często.
Idziemy na łatwiznę.
Dbanie o związek, czyli żeby się nie przestało chcieć.
Początek związku zawsze jest
sielankowy, przesłodzony i naładowany emocjami. Dlatego z czasem gdy te
wszystkie uczucia nie będą wywoływały już takiej ekscytacji, a raczej będą po
prostu nawykiem i przyzwyczajeniem, kiedy wyjście wieczorem na kolację i do
kina staję się normalnością, a nie ‘randką’ – choć tak właściwie takową jest, a
do tego nie pojawia się dziesięć razy dziennie ekspresja czyichś uczuć w
rozmowie przez telefon/smsa/fejsa - to nie powinno zostać odebrane jako
znudzenie materiału. To raczej miłe przyzwyczajenie, bo gesty i czyny są
ważniejsze niż słowa. Łatwiej napisać ‘kocham cię’, niż zaaranżować cały
wieczór z drugą osobą.
Wiadomo, że gdy nasz partner
rzadziej mówi o swoich uczuciach możemy pomyśleć, że one słabną. Przez co
czujemy się jak dziecko, które codziennie dostawało mnóstwo cukierków, a teraz
dostaje je raz na jakiś czas. Jednak w znacznej większości przypadków – bo
niestety nie zawsze – nie ma to żadnego związku z osłabieniem uczuć/niechęcią/loveover/zdrada/byłominęło…
spokojnie, nic z tych rzeczy. Miłość jest, pewnie kwitnie w najlepsze, tylko ta
osoba najzwyczajniej w świecie uważa, że jej uczucia są okazywane gestami i
czynami. Czyli w najlepszy możliwy sposób… tylko czasami dziecku ciężko
zrozumieć mniejszą ilość cukierków. Ale przecież to dla ich zdrowia.
Gorzej gdy nie chodzi o
okazywanie uczuć w inny sposób, a po prostu zmęczenie materiału. Najprostszy sposób
na sprawdzenie czy czasem nie kończy się nasza relacja? Szczere zapytanie, bo
jeśli kiedykolwiek naprawdę kochał – to odpowiedź będzie szczera.
Podsumowanie dziś będzie krótkie
i niesamowicie treściwe - obecnie wszystko możemy łatwo zmienić, jesteśmy wręcz
rozpieszczeni. Dlatego gdy coś nam nie odpowiada – wyrzucamy to do kosza. Jednak
nigdy nie sprawdzi się to w relacjach między ludźmi, bo w przeciwieństwie do
rzeczy nabytych – każdy z nas ma swoje uczucia.
Świetny tekst i jakże prawdziwy.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze napisane.
OdpowiedzUsuńDobry tekst. Wydaje mi się, ze w dzisiejszych czasach co raz trudniej o normalne osoby. Jak nie jarasz sie tym całym badziewiem typu facebuk, snap czy inne to ludzie w ogóle przestają cię dostrzegać.
OdpowiedzUsuń