wtorek, 18 sierpnia 2015

Jak kiedyś realizowałem postanowienie noworoczne

Dawno nie było nic o mnie, nic z serii "Jak kiedyś". Dlatego dziś leci rarytasik dla stałych czytelników.


1 stycznia. Każdy ma jakieś pomysły, plan i założenia na nowy rok. Podświadomie odczuwa się ten nowy początek, świeży start. Idealny moment na rozpoczęcie lub zakończenie czegoś. Ja w życiu wypełniłem póki co dwa takie założenia. Pierwsze było 5 lat temu jak wypalając o północy cygaro stwierdziłem, że nigdy już nie zapalę papierosów. Nie to, że paliłem jak smok. A gdzież tam. Po prostu po dwóch piwkach w towarzystwie włączał mi się palacz i wtedy lubiłem sobie zapalić. Bez alkoholu nie dawałem się skusić na takie grzechy.

I wtedy te 5 lat temu (+ parę miesięcy) skończyłem palić to cygaro… i już nigdy więcej nie włożyłem żadnego wyrobu tytoniowego do ust.

Z kolegi w tym drugim założeniu…wciąż trwam, a już mamy drugą połowę sierpnia (brawa dla mnie już teraz, co by to nie było!). Jest to tegoroczny pomysł. Narodził się dość przypadkowo w grudniu ubiegłego roku, dokładniej przed imprezą na Szczepana, czyli kilka dni przed Sylwestrem. Otóż zbierając się na imprezkę rozmawiałem ze znajomymi na grupowej konferencji na fb i tam ktoś zapodał tekst: muszę się jeszcze zbombić przed wyjściem i jestem gotowy. „Zbombić” w tym przypadku oznaczało serię pompek żeby wyglądać, albo przynajmniej czuć się, lepiej, masywniej, koksowniej itp. To ćwiczenie kolegi to były 3 szybkie serie po 15 pompek. A to skomentował jeszcze, że zajebiście byłoby zrobić na raz 100 pompek taka -pompa w chuj.

I tak przechodzimy do 1 stycznia br. Gdzieś w internecie wpadł mi pod rękę (zupełnie przypadkowo, serio) tekst o planie „100 pompek na nowy rok” wtedy przypomniałem sobie akcję kolegi ze Szczepana i pomyślałem, że poczytam artykuł i zobaczę co tam polecają. Tekścik był krótki a jego zwieńczeniem był dołączony plan ćwiczeń na dojście do tej magicznej granicy 100 pompek oraz filmik instruktażowy jak wygląda „poprawna pompka”. Stwierdziłem, że to realne,  może spróbuję.. przecież ja nie dam rady?! Potrzymajcie mi piwo!

Pierwszym „sprawdzianem” było dopisanie się do któregoś poziomu i potem pokonywanie kolejnych progów. Aby określić swój poziom trzeba było zrobić na raz maksymalną ilość powtórzeń. No to pyk.

I szok. Od razu szedłem na ziemię i już wtedy widziałem, że czeka mnie długa droga, prawie porwałem się z motyką na księżyc. Zrobiłem jakoś niecałe…30 pompek. Przydzielało mnie to do 2giego poziomu. Popatrzyłem na plan tego poziomu, ni chuja nie dam rady tego zrobić. Uznałem, że zacznę od pierwszego (dodam, że był też zerowy… tak żeby się pocieszyć).

No to go!

Pierwszy tydzień cały z zakwasami na rękach. Podczas drugiego już mogłem podnosić herbatę powyżej szyi, trzeci tydzień już lepiej, nawet żyłem jak człowiek.

Po miesiącu byłem już na 3cim poziomie. Dalej dalej ręce Majora!

Wróciłem wtedy znowu do tekstu, bo pamiętałem, że autor zapowiadał gdzieś ciężkie przejście, okazało się, że ma ono miejsce między 4 a 5 poziomem. Kurde, to nie z 2iego na 3ci?!

Po tym 4tym poziomie nastąpiło przejście z 6 serii na 7 i w znacznie większych ilościach powtórzeń.

Podchodziłem do tego przeskoku kawał czasu. Pomimo, że w pojedynczych seriach robiłem więcej aniżeli trzeba było na ten 4 i nawet 5 poziom to wciąż wiedziałem, że to za mało żeby przejść na ten „wymarzony”piąty, do tego jeszcze doszła 3 tygodniowa choroba, która nieco rozbiła mój „trening” i 2-tygodniowa dieta alkoholowa.

W końcu jednak wskoczyłem na ten nieszczęsny 5 poziom. Obecnie kończę nawet już 6ty, lada dzień 7. Jednorazowo robię na spokojnie ok.60-70 pompek. Chcę dojść do tych zakładanych 100 na raz. I dojdę! Bo taki jestem uparty i się łatwo nie poddaję.

Ot, trochę o mnie.


1 komentarz: